- Miona. - usłyszałam jak przez mgłę. - Miona! - Otworzyłam odrobinę oczy i zobaczyłam stojącą nade mną, zniecierpliwioną Ginny.
- Co? Chce iść spać. - wymruczałam cicho po czym przewróciłam się na drugi bok i zakryłam się po uszy kołdrą.
- Hermiona wstawaj! Dziś jedziemy na pokątną! Budzę cię od dobrych pięciu minut! - zdjęła kołdrę z łóżka.
- Oj przestań, idź spać, jeszcze jest wcześnie. - powiedziałam po czym ziewnęłam i nakryłam się kołdrą.
- Hermiona! Jak zaraz nie wstaniesz to pójdę po Freda i Georga, którzy z wielką chęcią się z tobą przeteleportują i wrzucą cię do pobliskiego bagna. - było widać, że miała już dość, ale wiedziałam, że tego nie zrobi. Za nic w świecie nie wpuściłaby bliźniaków do naszego pokoju.
- To sobie idź po nich.
Ginny się wściekła i wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.
Oho! Może faktycznie po nich poszła? Nie. Na pewno nie. Idę spać.
Ledwo zdążyłam zamknąć oczy usłyszałam ciche pyknięcie i poczułam, że ktoś wylewa na mnie lodowatą wodę. Zerwałam się z łóżka i rozwścieczonym wzrokiem wpatrywałam się w dwójkę uśmiechających się pogodnie chłopców. Ginny stała obok dumnie przyglądając się tej scenie.
- Który to?! Zabiję! - wstałam z łóżka.
- Nasze słoneczko wreszcie wstało. I patrz jak nam się odpłaca za to, że nie poszliśmy bez niej na Pokątną i w porę ją obudziliśmy. Oj nieładnie, nieładnie.. Może by tak.. wrzucić ją do stawu? Co o tym myślisz Freddie? - odparł George do Freda z wyraźnym rozbawieniem.
- Myślę, że chyba trzeba poczekać, aż dojdzie do niej, że wyświadczyliśmy jej przysługę. - mówiąc to Fred puścił do mnie oczko.
- Dosyć, koniec! Przestańcie już tu w spokoju gawędzić i wypad mi stąd, bo zaraz rzucę na was oboje jakieś zaklęcie i się nie pozbieracie! Wychodzić! Ale to już! - byłam na nich wściekła, teraz żałowałam, że nie wstałam wcześniej. Uspokoiłam się. Spojrzałam na Ginny, która stała i przyglądała się tej scenie.
- Jednak po nich poszłaś, co? - spojrzałam na nią z wyrzutem.
- Przykro mi ale nie miałam innego wyboru. - popatrzyła na mnie przepraszająco.
- Nic się nie stało. Mam nauczkę.- westchnęłam. - Idę się ubrać. Kiedy śniadanie.
- Za pięć minut, zdążysz?
- Jasne! - krzyknęłam tylko i pobiegłam do łazienki. Po chwili wróciłam do pokoju i razem z Gin zeszłyśmy na śniadanie. Na śniadaniu nie działo się nic nadzwyczajnego. Pół godziny po posiłku staliśmy wszyscy przed kominkiem podłączonym do sieci Fiuu.
- Dobrze, Hermiona, Harry, wy pierwsi. - jako pierwsza weszłam do kominka, wzięłam odrobinę proszku i krzyknęłam.
- Na pokątną! - zniknęłam w zielonych płomieniach.
Kiedy dotarłam na miejsce postanowiłam zaczekać na Ginny i zrobić zakupy z nią.
Niedługo po tym jak przybyłam pojawiła się Ginny i razem ruszyłyśmy na zakupy.
Gdy już miałyśmy wszystko, co trzeba wybrałyśmy się na mały spacer i kupiłyśmy lody. Podczas spaceru natknęłyśmy się parę razy na tą mopsowatą wredotę - Parkinson i raz na Malfoya, który tak dla zasady znowu nazwał mnie brudną szlamą, co w sumie już mnie nie rusza. Z Ginny zauważyłyśmy, że parę dziewczyn z młodszych klas założyło jego funclub i chodzą za nim z transparentem "Draco jest taki całuśny" i krzyczą do niego, żeby ich pocałował.
-To jakaś totalna paranoja.. no, bo.. kto chciałby być dziewczyną Malfoya? - zaczęłam, bo już nie mogłam patrzeć na to w ciszy - Albo chociażby przyjaciółką? Chyba tylko one.. a nie, przepraszam, zapomniałam o tej mopsowatej gębie. - gdy to powiedziałam Ginny zawładnął śmiech nie do opanowania.
-Masz w zupełności rację. - odparła Gin, gdy już się trochę uspokoiła. - Mamy już wszystko? Czy o czymś zapomniałyśmy?
Zerknęłam na listę zakupów swoich, potem na to, co kupiłam, następnie to samo zrobiłam z listą i rzeczami Rudowłosej - Taak, wszystko. Wracamy?
- Wracamy, jestem wykończona. - Ginny miała już nawet zmęczony głos.
- Ja też.. No to w drogę!
Po kilkunastu minutach wraz z całą rodziną byłyśmy w norze.
Z Ginny od razu ruszyłyśmy do swojego pokoju.
- Boże, ale tu duszno! Zaraz chyba zemdleję. - stwierdziłam, po czym otworzyłam obydwa okna. - No, teraz znacznie lepiej. - Spojrzałam na Ginny, ale ona już leżała na łóżku i tylko coś mruknęła. Kręgosłup zaczął dawać się we znaki, więc pomyślałam, że podążę za śladami Gin i się położę, co też zrobiłam. Gdy tylko wylądowałam na łóżku leżąc na plecach, odetchnęłam głęboko. Ból kręgosłupa powoli ustępował, a ja, nie wiedząc kiedy, udałam się na wycieczkę do krainy snu.
Obudziłam się raptownie wciągając nozdrzami jakiś okropny zapach. Spojrzałam na podłogę i zobaczyłam porozrzucane łajnobomby.
- No tak.. A jakżeby inaczej? - mruknęłam cicho.
Spojrzałam na otwarte okno i zobaczyłam bliźniaków, gdy nagle poszybowała we mnie następna łajnobomba. W ostatniej chwili zdążyłam odskoczyć. Szybko złapałam za różdżkę i zaczęła,]m budzić Ginny. Kiedy Rudowłosa obudziła się niechętnie od razu zaczęła wrzeszczeć co tak śmierdzi. Wytłumaczyłam jej wszystko po kolei i po chwili podeszłyśmy do okna. Bliźniacy szybowali na miotłach.
- Ej! George! Fred! Tutaj, natychmiast! - wrzasnęłam przez okno. Po chwili podlecieli pod nasze okno z niewinnymi minami.
- Słuchamy, co jest takiego ważnego, żeby wzywać NAS? - odparli w tym samym momencie.
- Cwaniaczki, widziałam jak wrzucaliście do naszego pokoju łajnobomby, więc czy bylibyście tacy łaskawi i to posprzątali? Inaczej będę zmuszona załatwić o inaczej. - uśmiechnęłam się słodko.
- Freddie, czy ja dobrze słyszę? - George spojrzał na brata.
- Tak, dobrze słyszysz. P-O-S-P-R-Z-Ą-T-A-Ć. Ale już! - odparłam już lekko zła.
- Oj dobrze, już idziemy.. - odparł Fred popędzając bliźniaka wzrokiem.
Po chwili upajałyśmy się widokiem myjących podłogę braci.
- No, taki widok nie zdarza się codziennie.. - powiedziałam głośno.
- O taak. - odparła Gin i zaraz zaczęłyśmy się śmiać.
- Tylko nie ważcie się mówić nikomu w szkole, bo będzie źle. - powiedział George.
- Jasne, bo my się was boimy, głuptasy. - odparłam nadal się śmiejąc.
- Chcecie się przekonać? - odparł Fred wyzywająco.
- Jasne. - spojrzałam na niego ze spokojem.
- Ja spasuję.. - Ginny straciła trochę pewność siebie.
Po chwili Fred podbiegł do mnie szybko i nawet nie wiedząc kiedy wziął mnie na barana.
- Dobra, to ma być straszne? Serio? - zaczęłam się śmiać.
- Nie. To. - powiedział i skoczył z okna. Zaczęłam krzyczeć. Po chwili wylądowaliśmy bezpiecznie na jego miotle. - I co? Nadal się mnie nie boisz?
- Okej, o było mocne. Już nic nie mówię. A teraz chcę z powrotem do pokoju Ginny.
- Chcieć to jedno, a móc to drugie. - uśmiechnął się łobuzersko i zaczął w błyskawicznym tempie robić na miotle salta i pętle. Na końcu wylądowaliśmy na jakimś wysokim drzewie.
- Dobra, dobra, koniec, proszę! - już dłużej nie mogłam.
- Okej, ale pod jednym warunkiem. - uśmiechnął się.
- Jakim? - spytałam podejrzliwie.
Nadstawił policzek. Przewróciłam oczami i zbliżyłam się, by dać mu buziaka. W ostatnim momencie odwrócił głowę i pocałowałam go w usta. On momentalnie oddał pocałunek.
Do domu wróciliśmy trzymając się za ręce, ale nikomu nic nie powiedzieliśmy, a oni nic nie wiedzieli.
To była nasza mała tajemnica.
~*~
Mam nadzieję, że spodobało się wam.
Proszę o dodawanie swoich opinii w komentarzach i dziękuję za wszystkie odwiedziny i komentarze <3